Zapomniany instrument...
Gdy byłem małym chłopcem mój Dziadek opowiadał mi o instrumencie, który odziedziczył po swoim Ojcu – moim Pradziadku.
Brzmiał ten instrument zupełnie jak organy kościelne, choć mieścił się w niewielkim mieszkaniu, w którym Dziadek mieszkał wraz z Babcią i swoimi dziećmi.
Aby wydobyć z niego dźwięk, nie potrzeba było prądu – wystarczyło podczas gry naciskać na przemian stopami na dwa pedały. Nad klawiaturą mieściło się kilkanaście dźwigni, dzięki którym można było uzyskiwać najróżniejsze barwy brzmienia.
Niestety kiepska sytuacja materialna zmusiła moją Rodzinę do sprzedania tego instrumentu młodemu organiście. Ja nie miałem już możliwości zobaczenia i usłyszenia tych „domowych organów”. Nie wiadomo jaki był ich dalszy los.
Pozostał po nich jedynie podręcznik z 1904 r. należący do mojego Pradziadka, zatytułowany „Harmonium Schule”, w języku niemieckim pisanym gotycką czcionką wraz z zapisem nutowym ćwiczeń.
Jako dziecko niewiele byłem w stanie z niego zrozumieć, więc wydawało się, że pamięć o zagadkowym starodawnym instrumencie zaginęła w mrokach dziejów.
... nadal gra ...
Choć nie udało mi się odnaleźć fisharmonii – bo tak nazywa się ten instrument – należącej niegdyś do mojego Dziadka, Opatrzność pokierowała jednak tak moim życiem, że miałem w końcu okazję zobaczyć, naprawić i usłyszeć (tak, w takiej właśnie kolejności) po raz pierwszy ponad stuletnią fisharmonię.
Już sam wygląd zewnętrzny wielu tych instrumentów dzięki bogatej ornamentyce i szlachetnemu wykończeniu – tak różnym od banalności i siermiężności współczesnych tandetnych mebli – jest tak miły dla oczu, że wiele osób pragnie posiadać fisharmonię w swym domu tylko jako element stylowego wystroju.
Jednakże tym, co decyduje o niezwykłości tego zapomnianego dziś instrumentu jest jego urzekające, naturalne, ciepłe brzmienie, całkowicie inaczej odbierane przez człowieka niż sztuczny jazgot tzw. organów elektronicznych.
Delikatne ciche dźwięki są spokojne i klimatyczne, a mocne głośne tony zaskakują swą doniosłością, która wydaje się być nieproporcjonalną do niewielkich rozmiarów fisharmonii, działającej bez żadnego dodatkowego nagłośnienia.
... w domu i w kościele!
Fisharmonie przez wiele lat pełniły znakomicie funkcję „domowych organów” - nie tylko jako instrument do ćwiczeń dla organistów, ale również do wspólnego muzykowania w rodzinnym gronie. Ich brzmienie czyni je najbardziej odpowiednimi do akompaniowania pobożnym pieśniom, kolędom itp.
Od wieków wiadomo, jak zbawienny jest wpływ nauki gry na instrumencie w wychowaniu dzieci – a tym bardziej na instrumencie, który swym brzmieniem tak bardzo przypomina organy kościelne, a zatem przywodzi na myśl splendor i porządek liturgii.
W mniejszych kościołach i kaplicach fisharmonie potrafią nawet zastąpić organy piszczałkowe w grze podczas Mszy Świętej i nabożeństw, a znane mi są przypadki, gdzie duża fisharmonia była z powodzeniem używana w ogromnym gotyckim kościele!
Podobnie jak organy, fisharmonie swą subtelną nieraz wręcz eteryczną grą pomagają wznieść się ponad przyrodzone troski i zwrócić duszę ku Panu Bogu, a równocześnie swym niesamowitym fortissimo ogłaszają Jego wszechmoc i chwałę.
Nie ma wprost porównania pomiędzy „żywymi”, posiadającymi „duszę” organami i fisharmoniami a ich elekronicznymi imitacjami, które nieraz przywodzą raczej skojarzenia z podrzędną kapelą na weselu, gdzie pijani panowie obłapują odurzone alkoholem panie, żeby z nimi potańczyć przy sentymentalnej balladzie.
Gorszym jest jednak drwienie sobie z Majestatu Bożego przez składanie w darze „syntetycznej” muzyki. Czy młody kawaler śmiałby ofiarować wybrance swego serca sztuczne kwiaty?
Przywróćmy życie w całej pełni fisharmoniom – zapomnianym instrumentom, które niszczeją na strychach i w piwnicach zamiast służyć Panu Bogu i rodzinom...
Bartosz Żłobiński
Posłuchaj fisharmonii !
Zbliżam się w pokorze
Anioł pasterzom mówił
Witam Cię, witam
Leon Boëllman - Sortie f-moll